czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział trzeci


Myślałam, że nie zdążę. Jednak Szkoła i praca nie jest taka łatwa. Od razu po szkole do pracy to nie jest normalne. Nigdy nie mogę zjeść śniadania. Od rana do wieczoru w biegu. Tego nie da się znieść. A jednak. Muszę, muszę to wytrzymywać. Jestem silna, wiem to. Skoro siedem lat tak wytrzymałam, to i jeszcze więcej mogę znieść. Nie stanie się cud, i zakocham się w bogatym chłopaku, który by opłacał za mnie wszystko. Nawet bym tego nie chciała. Nie powiedziała w jakiej jestem sytuacji. Przebrałam się szybko w strój kelnerki. Białą koszulę i czarną spódniczkę sięgająca do połowy ud. Włosy spięłam do góry w kitkę, a grzywka opadała po obu stronach skroni. Wzięłam swój notes i długopis, aby móc zapisywać, aby co chcą goście zamówić. Zawsze o tej godzinie było dużo konsumentów… Wyszłam z szatni i szłam ku górze. Wyszłam na sale konsumencką. Zobaczyłam szefa, który rozmawiał z barmanem - przygotowywał drinki. Pokazał na mnie głową, już wiedziałam, że rozmowa tyczy się mnie.
-Sakura. - usłyszałam głos pewnej kobiety, spojrzałam na nią. Była tak samo ubrana, niebieskie włosy spięte ku górze. A w nich biały kwiat, lustrowała mnie wzrokiem. Nie była moja przyjaciółka raczej rywalką, zawsze ze sobą rywalizowaliśmy o wszystko. Ale zawsze z tego może wyniknąć przyjaźń. - Bierz się do roboty, mamy dużo klientów. - do pomieszczenia weszli trzech dojrzałych mężczyzn. Westchnęłam. Ciekawe co dzisiaj będę musiała zrobić dodatkowo dzisiaj. Zaśpiewać? Nie, to nie dają kelnerce tak biednej jak ja. Zostać do północy, aby pomóc w sprzątaniu?  Podeszłam do jednego stolika.
-Podać coś? - zapytałam trzech mężczyzn.
-Tak - wypowiedział blondyn uśmiechając się, spojrzał na mnie. - Trzy duże piwa. - zapisałam, wszyscy się na nich patrzeli. Co byli kimś sławni? Nie wiem, nie poznaje tej trójki. A nawet jakby byli sławni, to nikogo bym nie poznała. Zawsze tak jest. Nie znam sławnych osób. Nie mam na nich czasu. Zawsze jest ważna jedna rzecz, a nią jest nauka. Nic innego nie jest jak na razie dla mnie ważne.
-To wszystko?
-Tak. - wypowiedział, poczułam pchnięcie i prawie upadłam gdyby nie silna ręka jednego z mężczyzn. Popatrzałam na niego, uśmiechał się do mnie. Jego fioletowe oczy lustrowały mnie, były nawet piękne. W uszach miał trzy kolczyki, dwa z prawej, a jeden z lewej. Wstałam i wzięłam swój notes i długopis.
-Dziękuję i przepraszam. - wypowiedziałam. Posłał mi promieniście biały uśmiech, odwzajemniłam gest. Popatrzałam na wszystkie kelnerki, zebrały się wokół nich. Po sali wydobył się harmider, wszyscy czekali na swoje zamówienie. A one się zabawiały teraz. Westchnęłam. Jak one tak mogły? To nie ładne. Chcą tez mieć odpoczynek od tego szumu. Tez są ludźmi, ale dlaczego one aż tak za nimi szaleją?! Odeszłam i podałam zamówienie barmanowi.
-I jak w szkole? - zapytał mnie barman, a jego imię to Riyo. Hebanowe włosy ocierały o jego policzki, zielone oczy lustrowały mnie. Bardzo go lubiłam, chociaż że miał dwadzieścia sześć lat, to można było z nim normalnie porozmawiać. Był ode mnie o siedem lat starszy.  Pytał mnie o wszystko, tak jakby mu na czymś szczególnym zależało.
-Całkiem dobrze, mamy nowego nauczyciela od geografii. A za tydzień mam test z materiału, który przerobiliśmy z Kurenai. Mam nadzieję, że zdążę cokolwiek się nauczyć. - uśmiechnęłam się. I czekałam, gdy da mi zamówienie.
-Dasz radę. Jesteś silną dziewczyną, a raczej już kobieta. - mówił, i napełnił ostatni kufel żółtej cieczy… Postawiłam trzy kufle na tacy i wsunęłam na dłoń. Zauważyłam, że jeszcze kobiety stoją koło nich. Westchnęłam kolejny raz z kolei tego dnia. Czułam na sobie wzroki, co było denerwujące. No tak nie widzieli dziewiętnastolatki pracującej? To normalne. Przeszłam koło tłumu kobiet. Podałam im piwa, zauważyłam jak rozdawali autografy.
-A ty nie chcesz? - jeden z nich zapytał mnie. Popatrzałam na niego, siwowłosy wpatrywał się tym fioletowym wzrokiem. Wykręciłam oczami, nie mam czasu na duperele.
-Nie, nie chcę. Nie mam czasu na jakieś pierdoły.  Tu się pracuje jakby pan o tym nie wiedział. Nie obijam się jak co niektórzy. - tu spojrzałam na Konan, która stała przy blacie stołu i wpatrywała się w jednego z nich.
-No, ale weź. To tylko jeden… - nie dokończył, chwyciłam pergamin i podarłam wyrzucając na środek stołu.
-Coś ty zrobiła! - powiedziała głośniej do mnie Konan. Odwróciłam się chwytając pustą tacę.
-Konan jeśli szef zobaczy, że się obijasz będziesz maiła kłopoty. Tak samo reszta. - powiedziałam, i poszłam do następnych gości. Miałam dosyć tego ich zuchwalstwa. Myślą, że wszystko mogą a wcale tak nie jest. Jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, które będę musiała zrobić. Wiele osób nie widzi jakie życie jest trudne! Nie musza zarabiać sami na życie. Tak jak to robi Sasuke nic go nie interesuje, tylko jedynie żyje z pieniędzy rodziców, którzy są bogaci. A właściwie słyszałam, że jego brat też jest bogaty. Hm… Po co w takim razie zaczął pracować w szkole? Chce go pilnować? To jest bardzo możliwe. Mijały godziny, a ciągle byłam na nogach. Konan sobie ślicznie siedziała na tarasie paląc papierosa jednym po drugim, a ja harowałam. Nie było już żadnych gości. Usiadłam na wysokim krześle przy ladzie baru. Masowałam sobie nogi, byłam zmęczona. Oparłam łokcie o ladę i chwyciłam głowę. Oczy mi się same zamykały. A jeszcze nauka. Mam spieszone życie i tak będzie do samego końca. Zauważyłam szklankę, z brązową cieczą.
-Co to jest?
-Whisky. Na małe wzmocnienie. Jesteś zmęczona. Za pięć minut kończysz pracę, więc możesz wypić. - uśmiechnął się, i jeszcze wsadził słomkę.
-Nie sądzę. Jeszcze z pewnością szef zagoni mnie do sprzątania zakładu. Zajmie mi godzinę. - westchnęłam, nogi nie strasznie bolały. Usłyszałam zegar, jak wybija godzine duchów. Jak to się mówiło. Na zewnątrz było ciemno, a ja jedynie mogłam czekać na szefa. On zawsze mówi, kto ma sprzątać cały zakład. Zauważyłam Konan, która usiadła obok mnie. Uśmiechała się do Riyo, on nawet nie zwracał na to uwagi.
-Więc kto się dzisiaj najwięcej obijał?! - zapytał retorycznie, nie odpowiedziałam. Popatrzał na mnie i na Konan. Robiła do niego maślane oczka. - Sakura.
-Tak, tak już idę po wszystkie rzeczy i zaczynam robić.
-A kto ci powiedział, że sprzątasz zakład? Tym razem robi to Konan. - tym razem zwrócił się do Konan, patrzała na niego zdziwiona. Może Pein był srogi, ale sprawiedliwy -  Dzisiaj widziałem jak pracowałaś. Masz posprzątać cały zakład, jak to zawsze robiła Sakura. No to dobranoc. - powiedział na odchodne. Poszłam się przebrać, spojrzałam na zdziwioną Konan, której wyraz zmienił się na wściekły. Miałam jeszcze przed sobą naukę. Jutro nie mamy geografii, ale jest historia, której serdecznie nienawidzę.  Wolałabym , aby wszystko było inaczej. Moje życie, było kolorowe. A jest szare. Wiele się dzieje ale są to same gorsze rzeczy! Chcę chociaż raz zaznać szczęścia. Wymagam niemożliwego. Uśmiechnęłam się i powiesiłam swoje rzeczy do szafki. Wyszłam z skórzaną torbą w dłoniach.
-To do jutra Riyo. - uśmiechnął się do mnie, a ja wyszłam z budynku. Na dworzu było ciepło, powiewał lekki wiatr, który bawił się moimi rozczochranymi włosami. Odgarnęłam je do tyłu, aby nie zasłaniały mi widoczności. Nikogo nie było o tej porze. W niektórych domach paliły się światła. Spojrzałam na wielki zegar po środku rynku, było wpół do pierwszej.  Westchnęłam. Te dni wraz z nocami wykańczały mnie. Ile przespałam zawsze? Hm… Godzinę, najwięcej dwie. To było moje maksimum. Nie spałam więcej, ani mniej. Uczyłam się, a potem zamiast iść do łóżka zasypiałam na biurku. Co powodowało bóle pleców. Przeszłam przez rynek, i weszłam w jedną uliczkę prowadzącą przez park do mojego domu. Stanęłam chowając się za drzewem, zauważyłam na małym podeście człowieka w białej koszuli i czarnych spodniach. W ręku trzymał czarny futerał, który położył na ławce i wyjął z niego coś. Tym czymś okazały się skrzypce. Chyba nie zamierza grać? O tej godzinie? Tu mógł, nie obudzi mieszkańców, wszystko zagłuszały wokół drzewa. Usłyszałam spokojną melodię, która koiła zmysły. Kto mógł mieć taki talent? Jakby jeszcze do tego dodać fortepian, wyszło by wprost wspaniale. Moje lekcje fortepianu, były wspaniałe. Tam miałam przyjaciół, a też jedną prawdziwą przyjaciółkę. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Tylko rozdzieliliśmy się, musiała wyjechać. Chciałabym ją zobaczyć chociaż jeszcze jeden raz. Westchnęłam. Wszystko było takie przytłaczające, ale ta muzyka wszystko potrafiła ukoić. Koniec! Spojrzałam w stronę, gdzie był mężczyzna pakował skrzypce do czarnego futerału… Odszedł w drugą stronę. Ruszyłam w dalszą drogę. Popatrzałam w górę, na niebo, które się chmurzyło. Nie wiedziałam ani księżyca nic. Jedyne światło to lampy uliczne. Pobiegłam. Dobiegłam do domu, który był mały, ale pożyteczny nie potrzebowałam z rodzicami dużego. Ten nam wystarczał. Tylko był problem, jest stary. Chcą nam go wyburzyć, jak go nie odnowimy, a potem nie będziemy mieli domu. Nikt się z tym nie liczy. Weszłam do domu. Unosił się odór alkoholu. Znowu pił. Chciałam wejść po schodach, ale usłyszałam grający telewizor i śpiącego tatę. Położyłam torbę. To, że pił nic mi nie robiło. Kochałam go to mi wystarczyło. Okryłam go kocem i wzięłam butelkę z ręki kładąc na stole obok. Wyłączyłam telewizor. I ruszyłam do swojego pokoju po schodach. Nogi mnie bolały. Nie wiem jak ja jutro wytrzymam na wychowaniu fizycznym. A tylko tam są moje ulubione gry i wszyscy mnie wybierają. Weszłam do pomieszczenia. Zauważyłam w nim siedząca na łóżku matkę, która wpatrywała się w okno.
-Mamo, co ty tu robisz?
-Sakura, mam dosyć. - mówiła, i spojrzała na mnie. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Co się stało? -zapytałam, i usiadłam obok niej. Chwyciłam jej dłonie w swoje. Popatrzałam na nią, z oczu ciekły strumieniem łzy. Nie rozumiałam.
-Mam dosyć, że tyle pracujesz dla nas. A ty jeszcze się uczysz. Pójdę teraz ja do pracy. Ty odpoczniesz. - powiedziała. Nie ona nie może. Ta choroba jeszcze bardziej ją wykończy jak będzie pracować. Nie chcę jej stracić. Uśmiechnęłam się.
-Nie pozwolę Ci. Sama wiesz dlaczego. Dlatego nie pozwolę ci pracować. Chcę cię jeszcze mieć blisko siebie. - mówiłam i przytuliłam się do niej. Objęła mnie, ucałowała w włosy. Popatrzałam na nią. A ona uśmiechnęła się.
-Dobrze. Tylko nie pracuj tak ciężko. Chcę, abyś też się wysypiała. Wiesz, że zawsze jesteśmy z ciebie dumni - mówiła. Oderwała się ode mnie i wstała. - Idź już spać. - wyszła. Ruszyła do łazienki. Rozebrałam się, odkręciłam kurek. Weszłam pod prysznic. Zimna woda, która przeistaczała się w gorąca koiła moje wszystkie zmysły. A w tym zmęczenia. Namydliłam się i po chwili spłukałam zbędną pianę. Zakręciła kurek i wyszła. Owinęła się puszyście białym ręcznikiem. Podeszła do lustra, które było pęknięte w górnym prawym rogu przez trzęsienie ziemi. Wycierałam się. Księżyc wyszedł za chmur i oświetlił moje ciało blaskiem. Założyłam na siebie piżamę. I wyszłam, spakowałam się. Weszłam pod kołdrę, ułożyłam się wygodnie i nie wiedząc kiedy usnęłam, nie wiedząc co przyniesie mi następny dzień.

~*~
No i rozdział.  Trala la la la. Powiedz mi, że odwala mi! Tiki raki maki. Dobra nie ważne. Ważne, ze jest następne. Pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. Ohayo !

    Opowiadanie superrrrr !
    A ta praca sakury kojarzy mi się z jednym anime Kaichou Wa Maid-Sama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No faktycznie fabuła troszkę podobna. Ale co mi tam ^_^ idę dzytać dalej *-*

      Usuń