czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział piaty


Szłam przez korytarz. Myślałam nad tym jak ja się z tego wszystkiego wytłumaczę. Na pewno będzie się o wszystko pytał. Nie chcę tak. To moja sprawa dlaczego chciałam to zrobić. Na pewno nie będę mu się tłumaczyła. Im nie można zaufać, żadnemu z Uchiha. Nigdy! Trzeba mieć ich na dystansie. Tylko, że nie potrafię tego zrobić. Sasuke jest strasznym egoistą, który nie widzi niczego oprócz siebie. A Itachi? No właśnie! Nie poznałam go do końca, więc nie mogę oceniać pochopnie. Najpierw trzeba się cos dowiedzieć, a potem wydobywać wnioski z tego wszystkiego. Westchnęłam. Ciężko mi będzie teraz z tą szkołą żyć. Jeden z nich wie, ze chciałam popełnić samobójstwo, a  drugi ze mnie się wyśmiewa. I po co mi to wszystko? Ach no tak, bo chcę dojść do swojego celu. Lecz on coraz bardziej znika z mojej jaźni.  Stanęłam przy swojej szafce. Sasuke stał niedaleko, zauważyłam jego wzrok.
-Jak myślisz kto to śpiewał? Miała piękny głos. - mówił. Oni chyba nie mówią. O nie! Głośniki były włączone. Tylko nie to! Kolejna wpada. No pięknie Sakura robisz z siebie jeszcze większą wariatkę. Zawsze coś jest nie tak. Życie nie jest dla ciebie najłatwiejsze, ale cóż muszę z niego korzystać. To mi zostało! Brać z niego to co potrzebne. Nie wiem czy będę potrafiła.
-Nie mam pojęcia, ale ładnie śpiewała. Mało prawdopodobne, by się ujawniła. - mówiła jedna z dziewczyn.
-Masz rację. Ciekawe kto to jest? Może ktoś kogo najmniej się spodziewamy. - powiedziała druga. Zauważyłam, ze Sasuke się we mnie wpatruje uśmiechając. Co on znowu wykombinował? Farba? Woda? Napój? Bez przesady. A może. Nie wiem. Chwyciłam klamkę od szafki, ciągnęłam w dół. Chciałam już otworzyć, gdy poczułam szturchnięcie z tyłu. Puściłam metalową klamkę i spojrzałam do tyłu. Stała blond włosa kobieta z wisiorkiem czarnym na szyi. Uśmiechała się do mnie. Znowu coś zrobiłam. Nikogo nie było z nią. Musiała przyjść sama.
-Zrobiłam cos? To przepraszam nie chciałam. - mówiłam. Ruszyłam przed siebie. Dziewczyna mnie dogoniła. Nie wiedziałam o co chodzi.  Po co ze mną szła - Słuchaj nie powinnaś ze mną iść. Wolę być sama - nie chciałam być sama, ale próbowałam ja od siebie odgonić.
-Kłamiesz. Nie chcesz być sama widzę to w twoich oczach. Jestem nowa. Mów mi Temari, Temari no Sabaku. Miło mi - wyciągnęła rękę w moją stronę. Chwyciłam ja i się przywitaliśmy. To się zdarza pierwszy raz, gdy ktoś się ze mną wita. I w dodatku dziewczyna, żądna nigdy nie chciała się ze mną kolegować, witać. Nic w tym stylu. Bo oczywiście zmieniłby o nich zdanie ich laluś, Sasuke. Nie mogłabym traktować tak ludzi jak robi to on. Pomiatać niemi i robić przeróżne rzeczy.
-Mi też. Sakura jestem - uśmiechnęłam się.
-Temari!! - krzyknął ktoś. Obrócił się i spojrzała. Stała tam czerwono włosa kobieta, była ubrana w ciemne dżinsy - rurki. Białą bluzkę lekko odkrywająca brzuch i okulary na nosie, które sobie poprawiła. Była największym chuliganem w  szkole. Może  w końcu to się zmieni. Czy byłam przez nią pobita? Oj wiele razy. Już przestałam dawno liczyć. Zawsze, spuchnięte oko, albo siniaki na ciele. Nauczyciele się zawsze pytali. „Co się stało?” , Kto ci to zrobił?”, „Powinnaś iść do lekarza.” I po co to, za dużo jest tego.  Nie powinni się wtrącać w nie swoje sprawy. Ja wiem, że chcą pomóc, ale mi nie da się pomóc. Muszę sama sobie pomagać, tak będzie najlepiej. I niech tak pozostanie. Nikomu nie będę się zwierzała z moich własnych sekretów jak i cierpień. Musze sama przez to wszystko przebrnąć. - Ty chcesz się z tą biedaczką zadawać? Daj spokój, spójrz tylko na nią. Nic nie warta zdzira. - wypowiedziała. Jak zwykle: zdzira, dziwka, suka, jędza. Nie mam już na to słów, aby wymieniać. Różne nazwy dotyczące mojego tematu leciały w tej szkole. Ale on musiał mnie powstrzymać. Ech… Czemu tak zawsze bywa? No cóż, może Bóg chce abym została na tym świecie i czegoś doświadczyła, ale czego?! No tak bólu, którego on nigdy nie doświadczył!  Chciałam odejść, ale dziewczyna mnie przytrzymała za nadgarstek.
-Jak możesz tak pochopnie każdego osądzać, co Karin? Nie znasz jej, nie wiesz jaka ona jest. Wy wszyscy nie wiecie jaka jest naprawdę. Myślicie, ze wy jesteście bogatsi to możecie robić co chcecie. Nie możecie. A ja wam to udowodnię. - Sasuke zmienił wyraz twarzy, na złośliwą. Jeszcze nikt mnie nie bronił. Jest pierwszą dziewczyną. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Może Bóg jednak się chce zmiłować. W co szeroko wątpię. - Przysięgam jeśli ktoś ja wyzwie, zrobi jakiś figiel lub dotknie w złym zamiarze. Spiorę go na kwaśne jabłko. Nie będziecie jej tego robić. Ja na to nie pozwolę. A w szczególności tobie - pokazała palcem na Uchiha. Musiała wiedzieć co mi robi, albo chciał zrobić. I dlatego mnie broni. Nie musi. Poradziła bym sobie uciekając, albo ignorując go wraz z innymi. Pociągnęła mnie za sobą. Przeklinała cicho.
-Temari?
-Tak?
-Dziękuję - uśmiechnęłam się do niej. Puściła mnie w tym momencie i stanęliśmy. Zauważyłam, ze stoję przed swoją salą, gdzie teraz będę musiała mieć lekcje.
-Nie ma sprawy. Denerwują mnie ci ludzie jak na ciebie patrzą. Co im zrobiłaś? Nie spotkałam się, aby cała szkołą tak jednej dziewczyny nienawidziła. - spuściłam głowę. Nie chciałam mówić. - Nie chcesz mówić. Tez tak miałam z braćmi. Ale potem wszystko się odmieniło, ktoś mi powiedział pewne słowa i wszystko zrozumiałam. Lecz najpierw musiałam je przemyśleć. Powinnaś być taka sama jak Sasuke jest dla ciebie. Tak mnie nauczyły tamte słowa. Sakura, to co robi Uchiha jest dla zabawy każdy to robi. A ty powinnaś zareagować na to wszystko. On daje ogień, więc i ty mu daj. Powinnaś być mocna w te rzeczy. - chwyciła mnie za ramiona i potrząsnęła. Chyba chciała, abym to zrozumiała. Wiedziałam o co jej chodzi, ale ja tak nie potrafiłam. Nie jestem zdolna do tego wszystkiego. Nie chcę ranić ludzi…
-Nie potrafię. Jestem inną dziewczyną. Nie znam cię za dobrze, ale musiałaś komuś w ten sposób oddawać. Ja nie potrafię i nie zamierzam tak robić. Mogą robić co chcą, ale nie mogę im oddać. - wypowiedziałam nie spoglądając na nią.
-Dlaczego do cholery?! Widzisz jak oni ciebie traktują! Jak nic nie wartą szmatę!! - krzyknęła. Miała rację. Dla nich taka byłam. Nic nie warta szmata, która już się złożyła. Prawda boli, lecz to już nic mi nie zrobi. To była prawda, którą znałam od bardzo dawna. Lecz w samotności był mój żywioł. Śpiew i pisanie słów. To było z życia najpiękniejsze. - Widzisz to!!
-I co z tego? To już większość czasu tak jest. Nie ingeruje w to co robią ze mną. Temari, niedługo to się skończy. Jest koniec roku. I wszystkich drogi się rozejdą. - wypowiedziałam.
-Powiedz mi Sakura o czym najczęściej myślałaś przez te cztery lata? - zapytała mnie. Często o tym myślałam… Za często. Zawsze do mnie wracało, gdy Sasuke lub ktoś inny robił mi na złość. Wszystko by mnie upokorzyć. A ja co? Nic nie robiłam. Patrzałam na to bezczynnie.
-Ja… Nie ważne. - nie chciałam jej mówić. Byłam za bardzo skryta. A zawsze chciałam się zwierzyć komuś, a  teraz gdy mam szanse nie potrafię. Jestem słaba psychicznie i to bardzo. Nie mogę tak żyć. Chcę wreszcie stanąć na równe nogi, nie chować się nigdzie. Wyjść z tej głębokiej ciemności. Lecz nie potrafię. Do końca technikum będę taka. Odwróciłam się z zamiarem wejścia do klasy.
-Śmierci, prawda? - zapytała mnie, moja ręka opadła wzdłuż mojego ciała. - Na pewno już parę razy próbowałaś tą czynność zrobić. Czy się mylę? - zapytała. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach, lecz teraz z mojej nierozwagi. To było głupie, ale najlepsze wyjście. Śmierć? Co to słowo znaczyło. Odpowiedź sama się nasuwała. Błoga chwila, do której darzy każdy człowiek w swoim beznadziejnym życiu. Musi do niej dojść. Każdy ma przypisany swój koniec, a może następną szanse. Bóg każdego wystawia na próbę, lecz czy się nad nim zlituje? Czy sprawi, że dostawie lepszą i większą szansę. Teraz musze przemyśleć jak tu uciec od wymówki wychowawcy. - Wiedziałam. Nie jestem dobra w pocieszaniu. Ktoś inny z pewnością to kiedyś zrobi. Ja jedynie potrafię kogoś pobić. Taka już jestem. Byłam w podobnej sytuacji co ty, ale zebrałam się na siły. I teraz właśnie jestem taka. Spróbuj się na to zebrać. Chociaż, aby przeciwstawić się Uchiha. To taki laluś! Każda na niego leci, więc mu ustępują. Ale ty możesz być inna, bardziej odporna.  - wypowiedziała. Zadzwonił kolejny dzwonek na przerwę.. - Ty musisz być silna, inaczej On ciągle będzie chamsko cię traktował. Zobaczymy się później. - odeszła. Koło mnie przeszedł Sasuke. Szturchnął mnie mocno. Co spowodowało, ze oparłam się o ścianę. Weszłam za Naruto do klasy. Widziałam, ze za niego się wstydził. Usiadłam w swojej ławce. Tu też siedzieliśmy obok siebie. Tak jak na matematyce… Do Sali wszedł nauczyciel, popatrzałam na niego. Nie był to nauczyciel od historii - Jiraya, tylko od geografii. Co on tu robi? Zauważyłam jego wzrok na sobie i odwróciłam spojrzenie. Te oczy były jakieś dziwne teraz. I po co mnie uratował, nie prosiłam o to.
-Będę miał dzisiaj z wami zastępstwo i jutro też. Jiraya zachorował i musi odpoczywać. - mówił. Patrzałam się w okno. Nie chciałam teraz spojrzeć na niego. Wszystko poszło w złym kierunku. Miało być inaczej, a wyszło nie po mojej myśli. Cóż bywa tak czasami… Westchnęłam cichutko. -  Jest to wasza ostatnia lekcja, prawda? - zapytał. Nie odzywałam się. Już nie zamierzam się odezwać. Źle może to wróżyć tym razem. Nie ma mowy.  - W takim razie możecie iść do domu. Nie będę trzymał was tą godzinę. - wypowiedział. Spakowałam swoje ksiązki. I wstałam z zamiarem wyjścia.  - Sakura, ty zostań. Chce z tobą porozmawiać.
-Masz kłopoty - wypowiedział Sasuke śmiejąc się. Westchnęłam. Nie chciałam z nim rozmawiać. To wszystko się plączę. Nie chcę tego! Wolę sama przez to przejść. Wszyscy już wyszli. Drzwi zostały zamknięte. Zostałam z nim sam na sam. Czego nie chciałam.
-Sakura. - popatrzałam na niego czego pożałowałam. Patrzał na mnie stojąc i opierając się o biurko. Zdjął okulary i westchnął kładąc je na biurko. Był młody, więc on rozumiał bardziej położenie młodzieży. Dwadzieścia pięć lat to nie tak dużo. Ale on mi kogoś przypomina bez tych okularów. Dać mu jeszcze inne rzeczy. Nie no o czym ja myślę. A może to jest On?! Ten znany wokalista z „Black Angels”. Ta jeszcze bardziej wariuj dziewczyno... - Dlaczego chciałaś to zrobić? - zapytał. Wpatrywał się cały czas we mnie. I co ja mam mu powiedzieć. Westchnęłam kolejny raz z kolei dzisiejszego dnia.  - Czy ty wiesz co by twoi rodzice zrobili, gdyby usłyszeli, ze ich córka popełniła w szkole samobójstwo. W dodatku byli by załamani, a Szkoła byłaby odpowiedzialna za wszystko. Powinnaś lepiej wszystko przemyśleć.
-Powiedziałam już to panu, ze nie zrozumie mnie pan nigdy. Po co to robie i dlaczego! To moja sprawa. Nikt nie powinien się tym interesować. - mówiłam. I patrzałam cały czas na niego. Milczał. - To moja osobista sprawa co robię. Nie chciałam, aby pan mnie ratował. Nie prosiłam o to. Gdybym chciała żyć to nie zabijała bym się. Robiłam już to parę razy, ale… A nie ważne. Nie będę się tłumaczyła co było. - wypowiedziałam. Odwróciłam wzrok. Po co on chce to wszystko wiedzieć? Jesteś wychowawcą, ale bez przesady. Kurenai tak się nie interesowała mną. A raczej moimi problemami.
-Robiłaś to wiele razy? Jakoś nie widać tego po tobie. Jesteś cała i zdrowa jak widzę. - westchnęłam - Posłuchaj mnie nie warto się zabijać. Śmierć niczego ci nie da. Gorzej! Sprowadzi na twoich bliskich nieszczęście. Nie pogodzą się z tym. A inni będą się potem nabijali z ciebie, że to zrobiłaś z takiego głupiego powodu. Tak jak Temari mówiła, powinnaś być silna. To jest fajna dziewczyna. Ona ma cięty język. Zobaczysz. Ale ty to co innego co? Nie potrafisz nikogo nawet uderzyć. Masz miękkie serce dla każdego, nawet jeśli on ci dokucza. - mówił. Teraz on miał racje. Dlaczego wszyscy  prawie, otaczający mnie mają racje. Dlaczego? Tak nie powinno być. Jestem taka głupia.
-I co z tego?! - powiedziałam głośniej - To, ze jestem taka. Jest w tym coś złego! Chyba nie. Szanuje ludzi. I tego nie zmienię. Nie obchodzi co o mnie myśli pan, Temari lub inni. Mam to po prostu gdzieś. Myślcie co chcecie. Że jestem głupia, biedna, suka, zdzira i co jeszcze?! Macie prawo. Nie znacie mnie. Nie znacie mojej sytuacji w rodzinie. Nic nie wiecie. Mówcie co chcecie. To was wszystkich śmieszy. Proszę bardzo. - wpatrywał się we mnie cały czas. Spuściłam wzrok. Nie mogłam w niego się wpatrywać.  To mnie bolało. Te słowa, które mówiłam. One przeszywały każdą komórkę mojego ciała. Przymknęłam powieki. Łzy zaczęły spływając mi po policzkach rozbijając się na podłodze. Jak to możliwe, że rozpłakałam się z byle jakiego powodu? To głupie.
-Ja ci chcę jedynie pomóc. Posłuchaj spróbuj chociaż korzystać z życia. Jeśli sobie je odbierzesz, nie będziesz wiedziała co straciłaś. A jeśli je dobrze wykorzystać zobaczysz, że nie straciłaś dużo. Zakochać się możesz.
-Pan chyba żartuje. Zakochać?  W moim przypadku to nie możliwe. Nikt by takiej jak ja nie chciał. To nie możliwe. - mówiłam. A chciałam bardzo się zakochać. Chociaż wiem, ze to w moim przypadku nie możliwe.
-Czemu tak myślisz. Każdy zasługuje na miłość. Nawet ty. Zobaczysz miłość przyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie, sama nie będziesz wiedziała kiedy. Ja tez jeszcze nie znalazłem cały czas na nią czekam. - mówił. A ja już myślałam, ze ma żonę. Lekko uśmiechnęła się.
-Pan dawno powinien mieć żonę.
-Aż tak nie jest mi śpieszno. Jeszcze dobre parę lat. - mówił. Uśmiechnął się. - Najpierw trzeba ta odpowiednia znaleźć, a potem się żenić. Ja sobie jeszcze spory kawałek czasu poczekam, bo nikogo nie mam na oku jak na razie. Sakura na prawdę nie warto się tak zamęczać, że życie jest niesprawiedliwe. A mój brat ceni jedynie bogactwo. Zobaczysz to wszystko się obróci z czasem. Sasuke myśli, ze pieniędzy jest nieskończenie wiele. Ale najpierw trzeba je zarobić, a potem żyć w luksusie. On tak nie robi. Ty to cenisz, lecz on nie. Zobaczysz wszystko jeszcze będzie inaczej. Twoje życie będzie inne. - mówił. To są same kłamstwa. Nic w nim się nie odmieni. Wszystko będzie takie same jak jest. Sasuke się nie zmieni, a inni też nie.
-Wątpię w to. Moje życie pozostanie takie jakie jest.  I lepiej, aby pan się w to nie mieszał. - odwróciłam się.
-Sakura ja jeszcze nie skończyłem - chwyciłam klamkę i otworzyłem drzwi.
-Lecz ja skończyłam! - wyszłam. Nie miałam nic więcej do powiedzenia. Lecz pierwszy raz wyszłam bez pozwolenia. Co było u mnie rzadkością. Zadzwonił dzwonek obwieszczający przerwę. Uczniowie wychodzili w pośpiechu. Spieszyli się do domu. Moim oczom ukazała się Temari z Shikamaru. Rozmawiali razem. Taki leniuch z taką dziewczyna. No proszę. Wyszłam na zewnątrz omijając ich. Westchnęłam. Sasuke był na boisku koszykówki, i rozmawiał z chłopakami z wyższej klasy. Popatrzeli się na mnie i zaczęli się śmiać. On chyba nie podsłuchiwał! Świetnie! Jeszcze będzie gorzej.
-Sakura! - krzyknęła dziewczyna i zawiesiła się na mnie. Śmiałą się. Byłam szczęśliwa, ze jest jakaś dziewczyna, która traktuje normalnie. Chłopacy ze starszych klas, zmienili wyraz twarzy na grymasy. Ona chyba im dała już popalić. Uśmiechnęłam się. - Mam do ciebie prośbę.  - odwróciłam się do niej przodem.
-Jaką?
-Wyskoczysz ze mną dzisiaj na zakupy? Nie mam z kim iść. - wypowiedziała. Fajnie, ale co mi to da. Jest ponownie pierwszą, która mi to zaproponowała. A ja musze oczywiście iść do pracy. Wszystko jest takie skomplikowane. Szkoła, praca, dom i nauka… Nawet nie mam na nic innego czas, ale chcę, aby rodzice byli zadowoleni ze swojego życia. Nie mogę dopuścić do tego, aby byli głodni. Oni musza żyć. Dla mnie.
-Chciałabym bardzo, ale… - zatrzymałam się i spuściłam głowę. - Nie mogę. Wybacz.
-Nic się nie stało. Innym razem pójdziemy, ale razem! - uśmiechnęła się. To się nazywała prawdziwa przyjaciółka. Nie Am innego wyboru. Ona może się dla wszystkich nazywać.
-Temari?
-Hm…
-Łączy ciebie coś z Shikamaru? - zapytałam. Popatrzała na mnie z złośliwym uśmieszkiem. Stałyśmy naprzeciwko siebie. Zauważyłam, że z budynku wychodzi Itachi. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. Ruszył na parking, gdzie stał jego wóz. Pokręcił głową widząc Sasuke, który chyba chciał zachęcić do czegoś chłopaków. Wydawało mi się, że miał go dosyć. Musiało coś się między nimi stać. A może z rodzicami i w to włączyli Sasuke?! Kto wie. Może dlatego się tak zachowuje. To kiedyś się wyjaśni… Zobaczymy! Szłam do pracy. Tam i tak nic nie odpocznę, tylko będę chodziła od stolika do stolika, aby goście mogli się najeść.
-Oszalałaś! To mój kolega i tyle. Nic więcej. - uśmiechnęła się - Zobaczymy się jutro. - pomachała mi na pożegnanie i odeszła. Szłam równym krokiem do kawiarni, nie śpieszyłam się. Miałam jeszcze czas. Głowę miałam spuszczoną. Może poproszę o wolne. Byłam blisko swojej pracy. Wpadłam na kogoś. Lecz utrzymałam równowagę. Podniosłam wzrok zauważyłam mężczyznę z krótkimi czarnymi włosami i wściekłymi karymi oczami. Odsunęłam się o krok, lecz ten mnie złapał za ramiono i ścisnął mocno. Bolało, akurat było to ramie zszywane.  Poczułam ból na lewym policzku. Mocny! Kość policzkowa jak i pobliskie komórki pulsowały bólem. Będzie siniak. Oj tak. Upadłam na ziemie pod jego siłą. Po brodzie spływał szkarłat. Na chodniku ukazały się małe kropelki krwi.
-To za to, że w ogóle istniejesz. - mówił. Przeszedł niedaleko i stanął. - Jeśli komuś powiesz kto ci to zrobił. Dostaniesz dwa razy mocniej. - zagroził. Wytarłam krew i wstałam zmierzając w dalszą drogę. Dostałam za to, że w ogóle się narodziłam. Widziałam, że życie nie jest proste, ale że aż tak?! Trudno. Każdego może to dotknąć. Weszłam do pobliskiego pomieszczenia, gdzie musze zacząć swoja prace.

3 komentarze:

  1. Watykanie błędów część 2
    Zjadasz końcówki. I niestety robisz to tak często i w tak ważnych dla zdania słowach, że to naprawdę bardzo boli. 'Łączy ciebie coś z Shikamaru?'. Czy ty czytasz w ogóle to, co napisałaś? Czy nie uważasz, że o wiele lepiej brzmi 'Łączy CIĘ coś z Shikamaru?'. Zwracaj na to uwagę, proszę. Pozdrawiam - Fuku

    OdpowiedzUsuń
  2. *Wytykanie, a nie Watykanie. Telefon to zmora ludzi (tak, tak, marne usprawiedliwienie). - Fuku

    OdpowiedzUsuń