czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział jedenasty


Szłam przez ulice miasta. Widziałam wielu znajomych ze szkoły, ale zawsze mijali mnie. Nie chcieli mieć ze mną do czynienia, bo po co? Jestem zwykłą nastolatką, która nie powinna tu być i istnieć. Nie jestem dla nikogo tu ważna, może i wszyscy mają rację. A jeszcze ten turniej, bal maturalny i następny konkurs dla innych, którzy chcą śpiewać. Nie będę brała w nim udziału, chociaż ktokolwiek mnie tam zapisze powiem, że nie! Nikt mnie do tego nie zmusi. Śpiewam, gram i piszę słowa dla przyjemności. To, ze natura obdarzyła takim głosem i talentem nie moja wina. Robię to co chcę i nie przejmuje się innymi. Słowa piosenek płyną mi z serca. Nie wynajmuje kompozytora, aby mi je układał tylko sama je tworzę każdy powinien tak robić. Zobaczyć co mu siedzi na sercu, aby wszystkie miały jakieś uczucia. Przechodziłam koło różnych sklepów, do żadnego nie zajrzałam. Szłam do wytyczonego celu, tam gdzie był spokój. Nikt tam nigdy nie zaglądał. Stanęłam przed wielką brama, która była zamknięta. Nikt tędy nie przechodził. Mówią plotki, ze w tym ukrytym ogrodzie straszy właścicielka jego, która umarła. Przyrzekła jedynie, ze będzie strzegła, aby nikt nie miał tu wstępu. Nie wiadomo skąd miałam ten klucz, po prostu leżał na dnie mojej szafki. Nie znalazłam niczego przy nim.  Żadnego listu - niczego. Byłam bezradna, ale trzymałam tu swoje najcenniejsze rzeczy. Znalazłam tez pewien album z ta kobieta, która umarła.
Przekręciłam kluczyk. Prychnęłam drewniane drzwi oplecione cierniem róży. Zawsze trochę się kułam. Bolało, ale miałam tylko tą drogę nie znałam innej. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zamykając. Jak dojdę do ogrodu na pewno minie godzina, albo mniej. To nie był ten ogród, no ten, ale ja szłam do drugiej części, która była zakryta przed wszystkimi. Szłam przez Ścieszkę, mogła tylko jedna osoba iść. Wszędzie rosły kwiaty. Stanęłam przed wielkimi drzewami, które były obrośnięte mchem i spora ilość bluszczu opadała z drzew czasami się owijając. Odgarnęłam roślinność. Wkroczyłam. Ta droga prowadziła do tego tajemniczego ogrodu, gdzie wszystko miałam. Droga byłą robiona z małych kostek. Po obu stronach znajdowały się przeróżne drzewa wraz z kwiatami. Przeszłam przez bramę, która mianowicie była otwarta. Murek był z jasnej beżowej cegły.  Szłam dalej, mijając kwiaty i drzewa po lesie. Przeróżne kolory mieniły się. Płotek drewniany - mały wyznaczał drogę do pełnego ogrodu. Przeszłam do tego miejsca. Było jezioro, bardzo czyste. W nim można było się wykąpać. A wokół rozkwitały róże, fiołki i inne rodzaju kwiaty. Na środku jeziorka stała altanka, do niej był mały mostek. Niedaleko był mały domek, gdzie trzymałam rzeczy, czasami nawet spałam, ale wtedy wysłałam wiadomość do domu, że u koleżanki nocuje. Może dzisiaj zrobię to samo, nie mam po co tam wracać. Westchnęłam. Z domku wzięłam gitarę. Poszłam do altany, była owinięta różnymi kwiatami. siadłam na ławce w środku. Nuciłam piosenkę, aby uspokoić się. W mojego gardła wydobyły się słowa. Minęło pare godzin, gdy śpiewałam przeróżne piosenki. Było już ciemno. Powinnam wracać. Wyciągnęłam komórkę i napisałam wiadomość.
Mamo. Jestem u koleżanki. Wrócę jutro wieczorem.
Przepraszam za kłopot.
Miłej nocy.
Wolałam już tu zostać i niczym się nie martwić niż znowu kłócić się z ojcem o pieniądze. Nie mam ochoty, jutro z rana pójdę na boisko trochę potrenować w kosza. W poniedziałek zawody co mi nie pasuje. Wolałabym już siedzieć w klasie. A teraz musze pójść. Wybrał mnie, czemu się nie sprzeciwiłam? Głupia ze mnie.
Spojrzałam do tyłu na jeziorko. Księżyc odbijał się w tafli. Był piękny. Taki okrągły. Ciekawe co robi nasz wychowawca? Chwila co..? Po co w ogóle o nim myślę? Nie powinnam. On mi nie jest do szczęścia potrzebny. Przez parę miesięcy w kozie. To już szczyt wszystkiego. On zawsze ma takie stosunek? Ciekawe, gdzie mieszka? Ma taki fajny wóz i jeszcze inne z pewnością rzeczy. Może w tym dla tego zespołu? Zaśmiałam się. Ta pomarzyć to każdy może o takim czymś. I nigdy nie poznam jakiejś gwizdy, można sobie to wyśnić.
Jestem tylko irytującą, głupia dziewczyną, która nikt nigdy nie po lubi, a najważniejsze nie pokocha! Odwróciłam wzrok i wstałam. Nie mogę tym się przejmować, to nie moja sprawa. W spadku nic mi nie pozostanie, tylko ten strupiały dom. Westchnęłam. Nie ma nic takiego z czego cieszyła bym się. Usłyszałam dźwięk wiadomości. Otworzyłam. „Dobrze”. T tyle. Oni myśleli, ze mam dużo przyjaciół. A w szczególności mama. Ona chciała, abym znalazła, ale nie mogłam. Jakoś nie potrafiłam ich znaleźć. A matki nie chciałam zawieść, to mówiłam jej że mam sporo przyjaciół. Nie chciałam, aby się martwiła. A miałam jedną koleżankę. Położyłam się na łóżku, w tym domku. Przymknęłam powieki. To był dziwny dzień, ale co mogłam zrobić. Otworzyłam powieki. Sięgnęłam po torebkę, w której wymacałam płytę. Wyjęłam i spojrzałam na nią. Okładka była oryginalna. Otworzyłam ją. Podpis: Dla Sakury od Black Angels. Były ich podpisy, ale tylko trzy. Nie zauważyłam jednego. Musiał pisać to i zapomniał. Zamknęłam i spojrzałam na spis piosenek. Nie ma tych co lubię, trudno. Te ujdą jakoś. Położyłam płytę na brzuchu trzymając dłońmi. Westchnęłam. Chciałabym być inna, inaczej spostrzegana przez ludzi. Zasnęłam w objęciach morfeusza.




Szłam przez miasto zamartwiona snem, który przyśnił mi się dzisiejszej nocy. Wiem, ze się całowałam, ale z kim? Tego nie wiem. Było to przy jakimś pięknym jeziorze z mostkiem. A takie tylko znam tutaj, w mym tajemniczym ogrodzie. Uśmiechnęłam się. To tylko głupi, i bezwartościowy sen. Nic takiego mi się nigdy nie zdarzy. Omijałam ludzi, którzy wędrowali do pracy lub na plaże w taki upalny dzień. Ja jedyna kroczyłam szybkim krokiem w stronę szkoły. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Ludzie się patrzeli na mnie. Weszłam na teren szkoły. Z pewnością w szkole jest dyrektorka. Weszłam do magazynu i wzięłam najlepszą piłkę do kosza jaka była. Byłam ubrana w rybaczki do kolan i białą bluzkę na ramiączka z małym dekoltem. Wzięłam głęboki oddech. Kozłowałam. Trafiałam do kosza, ale ręka mnie bolała za każdym razem. Nie mogę grać do cholery. Boli mnie jak diabli. Patrzałam na szwy, które zrobił mi pielęgniarz. Za parę dni musze iść aby mi zdjęli. Spojrzałam na szwy, zaczerwienione. Będę musiała nauczycielowi powiedzieć, że nie zagram niech sobie inna weźmie. Westchnęłam głęboko.
-Proszę pani, proszę pani! - usłyszałam za sobą. Co jest? Ktoś mnie woła? Obróciłam się szybko. Zawiał wiatr, który pobawił się kosmykami włosów. To była blond dziewczynka, którą spotkałam wczoraj w centrum handlowym. Miała w ręku paczkę, która trzymała mocno. Stanęła koło mnie szybko oddychając. Gdyby wcześniej przyszła nie zauważyła by mnie. - Miała pani rację wczoraj! Mój… Uch gorąco mi! - uśmiechnęłam się.
-Chodź usiądziemy. Trochę odpoczniesz. - dobrze, ze miałam przy sobie wodę. Dałam jej aby się napiła. Zrobiła to.
-Już lepiej. Dziękuję. A przechodząc do sprawy. Mój brat dał mi prezent. - ucieszyła się. Był w połowie rozpakowany. Uśmiechnęłam się. - Dostałam ich najnowsza płytę. - wyciągnęła i pokazała mi. Chwyciłam ją. Spojrzałam na spis piosenek, chwila to są te, które… lepiej nic jej nie powiem, ze byłam pierwsza która je słuchała. Niech się cieszy! Czułam na sobie przeszywający wzrok. Ten, który znałam. Itachi? Rozejrzałam się, nigdzie go nie zauważyłam. Zdaje mi się.
-Mówiłam ci. Jesteś przecież jego siostra, a bracia najczęściej pamiętają o młodszych siostrach - powiedziałam. Tak, bracia. A ja jestem samotna nikogo nie mam. Nigdy nie będę miała.
-Tak! To mnie cieszy - nie patrzałam już na nią. Oddałam jej płytę. Jedna łza spłynęła mi po policzku, wytarłam ją. Potrzebuję czegoś, a raczej kogoś aby mnie wspierał, ale czy taki ktoś istnieje na tej ziemi? Czy jest gdzieś blisko mnie? Nie wiem. Nie mogę o tym sadzić. Nie mogę go znaleźć. Wszyscy mają mnie za nic nie warte gówno! Tak jestem spostrzegana w tym dzisiejszym świecie. Jestem niczym dla wszystkich wokół. Zostali mi rodzice wraz z Temari. - Czy coś się stało?
-Nie…
-Dziękuję pani za wszystko, a teraz już pójdę. Czeka na mnie w domu. Do zobaczenia kiedy indziej - pobiegła w stronę furtki. Patrzałam na jej oddalające się ciało. Z oczy zaczęły lecieć łzy. Dlaczego tak jest? Dlaczego? Ja nie mam nikogo. A wszyscy inni mają. Chociażby chłopaków, lecz ja? Nie mam bo mogę na nią poczekać, na tą jedyną miłość. Szlochałam cicho. Wszystko się psuje. To takie głupie. Nie powinnam z tego powodu płakać, a jednak tak jest.
-Sakura… - usłyszałam czyjś głos. Wytarłam szybko łzy. Spojrzałam w bok, był to Gaara brat Temari. Co on tu robi? Ciekawe… - Co ty tu robisz? - podszedł do mnie i usiadł obok mnie.
- Płakałaś? - przybliżył się do mnie bardziej. Do twarzy i patrzał głęboko w oczy. Wytarł jeszcze oznaki łez. Czułam jak na policzkach robi mi się gorąco. - Co się stało?
-Nic.
-Mnie nie okłamiesz. Więc? - zapytał.
-Chodzi o to, że… - westchnęła - że wszystko się w moim życiu psuje. Niczego w nim nie mogę odnaleźć. Nawet sama siebie nie mogę znaleźć. Jaka jestem i co bym chciała kiedyś robić. Nic nie wiem. Gubię się sama w sobie - łza spłynęła mi po policzku. - Myślałam, aby stąd odejść, ale to na razie nie wchodzi w grę. Muszę jeszcze skończyć szkołę, ale jeszcze trzyma mnie w tej wiosce moja mama. Za nic nie mogę jej opuścić. Teraz jest ważna ona. Lecz nie mogę widzieć niczego innego po za nią. Każdy mnie wyśmiewa i mówi z jakiej rodziny pochodzę. - łza dałam upust. Patrzał na mnie troskliwie.
-Chyba nie wszyscy się z ciebie wyśmiewają. My tego nie robimy. Ja, Temari i Kankuro nie wyśmiewamy cię. Tez mieliśmy taką sytuacje, ale wszystko się polepszyło. Z czasem też ci się uda, zobaczysz. Będziesz jeszcze w lepszych warunkach niż kto inny. Będziesz szczęśliwą kobietą. Los się do ciebie odwróci. - uśmiechnął się. - Jeśli do nas się odwrócił, to do ciebie na pewno niedługo też się odwróci. Tylko musisz uważnie patrzeć czy masz przy sobie tego kogoś, kto ci pomorze w tym.
-Nie chcę niczyjej pomocy. Sama sobie poradzę - powiedziałam. Znowu wytarł mi policzki.
-To jest największy błąd. - Przytulił mnie do siebie. Czułam jego zapach perfum. Nie były złe. - Powinnaś korzystać z każdej pomocy jaką ktoś ci daje. W taki sposób ktoś cię wspiera. - mówił. Nauczyciel by mnie wspierał? Bez przesady. To tylko nauczyciel, on każdego ma wspierać we wszystkim, aby każdy uczeń doszedł jak najdalej.  Odchylił mnie. Patrzałam na niego. - I ja ci tez pomogę, jak będziesz chciała. - chwycił mój podbródek i uniósł ku górze. Spojrzałam w jego oczy.
-Gaara… Dzię.. - nie dokończyłam. Jego usta dotknęły moje. Całował, ale pożądanie. Myślałam, że ktoś mnie kiedyś pocałuje pierwszy raz delikatnie, abym poczuła się bezpieczna, a tu się tak nie czułam. Moje dłonie były na jego ramionach. Zacisnęłam mocniej. Przymknęłam powieki i oddałam mu pocałunek. Chciał pogłębić pocałunek, ale ja nie mogłam… Oderwałam się od niego. - Przepraszam, nie mogę.
-Nie możesz czy nie chcesz? - zapytał.
-Nie chcę. - powiedziałam. Spojrzałam na niego. On nie wyrażał wściekłości. Uśmiechnął się delikatnie do mnie.
-Dobrze, zrozumiałem to. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz sobie prawdziwego chłopaka, który pokocha cię całym sercem. - powiedział. Wstał. - To do zobaczenia jutro w szkole.
-Na razie. - odszedł. Patrzałam na piłkę na placu. Westchnęłam. Wiedziałam, że go uraziłam, ale nie kochałam go. Jak mogłabym być z kimś kogo nie kocham? To nie dla mnie. Ja mówię co myślę, a to czasami rani. Wzięłam głęboki oddech. Już nie patrzałam na piłkę. Chciałam być daleko stąd. To było moje jedyne marzenie. Wstałam. Miałam dość takiego życia, lepiej było by spaść z tego dachu szkolnego, ale napatoczył się Itachi. Zawsze on? Co on ode mnie chce?! Powiedziałam, ze nie jest mi potrzebna pomoc?! Oczywiście. Więc niech mi teraz nie przeszkadza. Poradzę sobie. Powiedziałam to wielu osoba. Nawet mamę nie chce w nic mieszać. Sama już przeszłam wiele, i sama to wszystko zakończę.
Westchnęłam ciężko. Zatrzymałam się tuż przy piłce, chwyciłam ja. Jutro są te zawody, nie chcę występować. Wszyscy będę się patrzeć. A jeszcze ta ręka, nie dam rady. Rzuciłam do kosza z dwu taktu. Trafiłam, ale ręka rozbolała mnie. Nie wiem jak jutro dam sobie radę, ale… Powiał wiatr, który pobawił się lekko włosami szarpiąc na różne strony. Spojrzałam w niebo. Chmury przykryły słońce, zrobiło się troszkę ciemniej, było za ciemno. Zaraz może być burza lub lunie deszcz?! Podeszłam do piłki, chwyciłam ją, lecz ktoś też  chwycił moje ręce. Są takie delikatne, takie mogłyby mnie pieścić całymi dnami. Uśmiechnęłam się w duchu. Nigdy tak nie myślałam, ale wiedziałam, że to mężczyzny ręce. Ale kogo? Staliśmy wyprostowani. Patrzałam się na ręce, które dotykały się. Uniosłam głowę. O cholera! Wyrwałam ręce. Piłka upadła odbijając się. Co on tu robi?! Mógł mnie zauważyć. A niech to. Ja o nim tak nie mogłam myśleć?! Przecież to.. nauczyciel? Ale czy tylko? Przyglądałam mu się uważnie. Dodać mu mikrofon i okulary. Nie, no już chyba marzę o tym przez cały czas. Nie mogę tak. Podniósł pomarańczową piłkę. Jedna kropla wody spadła na mój policzek, potem następne. Jedyne bezpieczne miejsce przed deszczem był schowek na piłki. Pobiegłam w tamta stronę, nawet nie przejmowałam się czy tez Itachi biegnie. Włosy miałam całe mokre, był do niego spory kawałek. Stanęłam przy nim, gdzie zasłaniał mnie daszek. Wyrznęłam sobie włosy z wody. Otworzyłam powieki. Zauważyłam przy sobie Itachiego, który wpatrywał się przed siebie. Nie miał piłki. Musiał ją już wrzucić. Nie odzywałam się do niego. Chciałam tylko przeczekać deszcz. Gdybym on nie był nauczycielem, było by wspaniale. Może nawet cos by z tego wyszło… Nie, o czym ja myślę. Nigdy by nic z tego nie wyszło.
-Czy ty nie powinnaś być z Temari?
-A czy muszę być z nią? Wczoraj byłam z nią w centrum handlowym i mam dość. I nie tylko jej. Więcej nie idę z nią na zakupy. - powiedziałam. - Nawet pan nie wie ile rzeczy sobie nakupowała. - westchnęłam - A jeszcze chciała, abym poczekała z nią na ten zespół - chrząknęłam.
-„Black Angels”? - zapytał. Spojrzałam na niego. On na mnie. Patrzeliśmy na siebie. Nie wiedziałam czemu, ale jakoś normalnie z nim się gada. Nie tak jak z nauczycielem, ciekawe… Jakby znał wszystkie problemy młodzieży, a wcale tak nie jest. Jest tylko tym, który myśli że Mozę wszystkim pomagać, a tak nie jest. - słyszałem, że mili być. I chyba nawet śpiewali z najnowszej płyty?
-Tak. - przytaknęłam. Szczerze to mnie nie obchodziło, ale on był nachalny i zawsze domagał się odpowiedzi. Nie chciałam z nim dłużej rozmawiać. Wolałam się dostać do domu i coś porobić. Uczyć się na egzamin z geografii? Uderzyłam się lekko w głowę palcem. Całkiem z głowy mi to wyleciało. Świetnie! A nie mam dużo dni na naukę. Tylko dwa. W środę mam lekcje z Nim.
-Stało się coś?
-Nie. Nic szczególnego. - oparłam głowę o mór schowka do piłek. - Niech to przestanie padać. - szepnęłam do siebie.
-Nie lubisz deszczu?
-Zależy w jakie dni.  - powiedziałam pewna siebie. Miałam dni, które opisywały mój nastrój. A dzisiaj byłam zadowolona aż do czasu. Usłyszałam znajomy głos, który śpiewał - mój głos. Jak to możliwe? Ta piosenka była śpiewana parę dni temu przeze mnie… Nie spojrzałam na nauczyciela, nie wiedziałam co o tym myśleć. Szło z głośnika szkolnego! Trochę mnie to dziwiło, ale co się zawsze śpiewało było nagrywane. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Ty wiesz kto to śpiewa prawda? - zapytał. Spojrzałam na bruneta i uśmiech nie schodził mi z ust.
-Może - powiedziałam. Nie zwracałam już uwagi na deszcz.  Kroczyłam wolnym krokiem do domu, wsłuchiwałam się w słowa piosenki. Przystanęłam i spojrzałam w górę. Deszcz oplątywał mi twarz. Przymknęłam powieki. - Co ci jest?
-Nic. Wszystko w porządku - powiedziałam. Czułam jego oddech na szyi. Przeszedł po moim ciele przyjemny dreszcz? Pięknie, jeszcze w nauczycielu się zakocham. Skandal! Nie można zakochiwać się w byle kim, a jeszcze w nauczycielu? Nie ma takiej opcji. Odchodziłam od niego, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
-To do zobaczenia jutro w szkole. - nie odpowiedziałam. Nie chciałam widzieć czy się patrzy, czy odwróciła wzrok - I pamiętaj o jutrzejszych zawodach - westchnęłam. Nie chciałam startować w tygodniowych zawodach. To nie było dla mnie, nie chciałam. Wyszłam za furtkę, teraz mogłam odejść w spokoju do domu i trochę się pouczyć na geografię. A jeszcze  z nim mam ten przedmiot. To nie za dobrze. On będzie chciał na pewno wygrać, zrobi to za wszelką cenę. Przecież to Uchiha. Nie tak jak ja. Idąc w stronę domu widziałam dziewczyny, które patrzały się na mnie. Z żadną się nie kumplowałam. Byłam sama, ale teraz pojawiła się Temari z nią mogłam pogadać normalnie… Patrzałam się przed siebie. Musiałam teraz pójść gdzieś gdzie mogłam być sama, ale musiałam tez iść do domu. Trochę się pouczyć. Widziałam dziewczyny ze szkoły, które na mnie patrzały i się zaśmiały. Nie miałam w tym szczęścia. Wszyscy mieli mnie za nic, lecz pojawiło się parę osób co patrzą na mnie inaczej. W nich mam nadzieję na przyszłość. Doszłam do domu i westchnęłam. Ruszyłam przez podwórko, jutro muszę wziąć Itachiego odtwarzacz muzyczny, ale czemu ja cały czas tylko o nim mówię? To głupie. Nie powinnam o Nim wcale myśleć i mówić. To Uchiha. Brat Sasuke. A nie lubię Sasuke i nie mam zamiaru być z nim na ty. Otworzyłam drzwi. Paliło się nadal światło. Zauważyłam ojca, który siedział w fotelu popijając piwo. Nie był to miły widok. Zamknęłam cicho drzwi.
-Sakura. - powiedział stanowczym głosem. Obrócił się do mnie.
-Tak?
-Co to znaczyło dzień temu? Nie podobało mi się twoje zachowanie. - mówił. Nie był pijany, chyba nie wypił tak dużo. Pamiętał z dwóch dni wszystko co mu powiedziałam? Nie dobrze. Wyzwałam go wtedy, ze wziął mi moje pieniądze. Nienawidziłam go w tamtym momencie! Spuściłam głowę.
-Ja…
-Nie przyjmuję do tego żadnego tłumaczenia.
-Nie obchodzi mnie to! - podniosłam głos. - Wziąłeś mi moje pieniądze, które trzymałam na studia. A teraz muszę wszystko od nowa zbierać! Myślisz, że to było łatwe pozbierać. Niedługo jest koniec szkoły, a ja chciałam wybrać się po niej na studia! A teraz to mogę sobie pomarzyć! - krzyczałam na niego. Wpatrywał się we mnie. Widziałam jego wściekły wzrok. - Ty nawet się nie fatygujesz aby znaleźć pracę. Ty jesteś pospolitym alkoholikiem. - szłam w stronę schodów, które prowadziły do pokoju. Musiałam tam się dostać by odpocząć od tego wszystkiego. Tego natłoku myśli. Usłyszałam za sobą kroki.  Obróciłam się do tyłu. Ojciec szedł normalnym krokiem w moja stronę. Poczułam ból na policzku, upadłam z hukiem. W jego ręku zauważyłam kabel.
-Radzę ci trzymać język za zębami. - powiedział chciałam coś powiedzieć, ale poczułam przeszywający ból na twarzy z prawej strony. Od oka w dół. Uderzył mnie kablem. On nie potrafi się powstrzymywać. W moich oczach stanęły łzy. Patrzałam się na podłogę, popłynęły łzy. Trzymałam się za prawa stronę twarzy. Piekła mnie. - te pieniądze, które zarobisz należą do mnie! - podniósł głos. - A teraz dawaj to co zarobiłaś.
-Nie mam. Już nie pracuję.
-Co takiego?! - fuknął. Popatrzałam na niego. Nie wyglądał na zadowolonego.
-Wywalili mnie z roboty. Teraz nie zarabiam. Sam będziesz musiał iść do roboty. I sam będziesz zarabiał pieniądze. - powiedziałam. Było mi widać nerki. Bluzka się podciągała. I jak ja mam żyć normalnie skoro ojciec nic we mnie nie docenia? Takie jest właśnie moje życie. Zamachnął się. Przymknęłam powieki. Krzyknęłam głośno czując ból na nerkach i tak parę razy. - Cholera - jęknęłam kolejny raz. Nie powstrzymywałam łez. Jutro i tak będę musiała się ruszyć do szkoły. Nie znajdę już pracy. Może mnie zabić, ale nie będę szukała pracy. Niech sam się ruszy. Leżałam już na podłodze prawie nie czując bólu. Czułam jak ciepła ciecz spływa mi po biodrach. Mogłam się spodziewać, ze to krew. Usłyszałam brzdęk gumy. Koło mnie wylądował kabel. Ojciec odchodził.
-Sakura - usłyszałam głos matki. Podbiegła do mnie. Poczułam jej delikatne dłonie na policzku i z tyłu koło nerek.
-Zostaw ją. - powiedział ojciec - jak jest taka mądra to nich i będzie na tyle silna by dalej pójść.
-Jutro nie pójdziesz do szkoły - zignorowała ojca. On nic już nie powiedział. Uniosłam się i nadal płakałam. Uśmiechnęłam się do matki przez łzy. Wiedziała, ze do niej zawsze się uśmiechnę. Staliśmy razem. Ona poszła ze mną na górę trzymając mnie za przedramię. Weszliśmy do pokoju i matka rozebrała ze mnie bluzkę. Kazał się położyć na brzuchu. Zrobiła tak jak chciała. Patrzałam na okno, gdzie zaczęło padać coraz mocniej. Ojcze czemu to robisz? Sprawiasz nie tylko mi ból - pomyślałam. Poczułam delikatne dłonie z tyłu, które mnie wycierały od krwi. - Musisz stąd odejść.  - drgnęłam.
-O czym ty mówisz mamo? - zapytałam.
-Niedługo  umrę. Nie wytrzymam długo. A nie mam zamiaru dłużej patrzeć jak cierpisz. Ty jesteś moją córką i pragnę abyś była szczęśliwa. Nie wiem gdzie pójdziesz, ale mam nadzieję, że masz jakieś miejsce kto by cię przyjął. - powiedziała. Nie rozumiałam tego, ale wiedziała, ze chce dla mnie jak najlepiej. Chce abym była szczęśliwa. - I mam nadzieję tez że w końcu znajdziesz sobie chłopaka, który cię pokocha.
-Nie odejdę stąd. - uniosłam się lekko, a matka zawijała mi bandaż. Skończyła a ja się położyłam.
-Ale Sakura.
-Nie. Moje miejsce jest przy tobie. Dopóki żyjesz będę tu mieszkała. Niezależnie od tego co tata mi zrobi, będę tutaj. - mówiłam. Ona usiadła  głaskała mnie po włosach. Czułam się zmęczona. A to się działo często przez łzy. Przymknęłam powieki. Poczułam na sobie przyjemnie ciepłą kołdrę. A potem? Nic. Ciemność. Zasnęłam myśląc co zdarzy się jutro.


~*~
Przepraszam za zwłokę, ale tak się stało, ze nie miałam czasu pisać.
Nie wiem kiedy będzie następna, ale na pewno nie szybko. Pozdrawiam.
http://republika.pl/blog_zg_4742648/7247064/tr/mediumk07bpu56481a071279b1b55442.jpg <--- ogród

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz